wtorek, 8 grudnia 2015

Rozdział 8.

                                                Rozdział 8.

 Obudziła się z potwornym bólen głowy i gardła. Nic dziwnego skoro wyszła na balkon bez szalika. W duchu na siebie przeklnęła. Nie było mowy o wyjściu do szkoły. Za bardzo ją wszystko bolało. Zadzwoniła do wuja i poprosiła, aby załatwił jej zwolnienie z dzisiejszych lekcji. Zrozumisł.
 Na nic nue miała dziś ochoty. Książka leżała na tym samym miejscu co wczoraj. Nie chciało jej się nawet po nią wstawać. Sięgnęła po to, co było najbliżej. O dziwo był to album rodzinny. Kompletnie nie wiedziała co robił na szafce nocnej. Były tam zdjęcia tylko do momentu kiedy osiągnęła trzynaście lat.
"Ola- pierwszy dzień w nowym domu."- głosił pierwszy podpis pod zdjęciem. Właśnie teraz zaczęła żałować, że nie ma normalnego rodzeństwa w postaci brata, z którym mogłaby spokojnie porozmawiać. Albumem też rzuciła o szafę. Za bardzo ją irytował. Upadł w tym samym miejscu co książka.
 Wskoczyła w ubranie, opatuliła się szalikiem i wyszła. Wuedziała, że powinna zostać w łóżko, ale nie mogła. Na ulicy leżał świeży śnieg, nie odgarnięty dokładnie przez służby drogowe. Alex szła dość pustym chodnikiem, rozglądając się na ludzi. Było niemal pusto. Ze słuchawek niosła się piosenka. To było dziwne, ale słuchała hymnu Champions League, który zawsze podnosił ją na duchu. Poszła do piekarni i kupiła pięć bułeczek cynamonowych. Oczywiście wszystkie zamierzała zjeść sama. Wyszła i skierowała się prosto do kawiarni. Zamówiła sobue gorącą herbatę i ogromny kawałek szarlotki. 
"Przytyję. Będę gruba. Wszyscy będą mieć powody, żeby mnie nie lubić. Wtedy będę samotna, pusta i wolna. Nie będę do niczego zmuszana, będę omijana szerokim łukiem. Lepiej być grubym... Bo jaj można warzyć niespełna pięćdziesiąt kilo przy metrze siedemdziesiąt?"
Doszło południe. Nie zauważyła kiedy ten czas tak szybko minął. I dobrze. Kiedy w końcu będzie jutro?

                                                                    * * *

Następnego dnia rano czuła się już lepiej. Szybko wstała, zjadła śniadanie i wyszła do szkoły.
Szła powoli, bo nie śpieszyło się jej za bardzo. Miała jeszcze dużo czasu. Zeszła do szatni i powoli się przebrała. Przypomniała sobie, że nie wzięła ze sobą książki. Przez to nie wiedziała teraz co będzie czytać na przerwach. Zanudzi się na śmierć.
 Matematyczka chyba dowiedziała się o ich sukcesie, bo była dla niej wyjątkowo miła.
"Lizuska- pomyślała Alex- gdy przychodzi co do czego nagle robi się najmilszą nauczycielka. Pyta się jak tam po meczu.. Co za żmija. Dwulicowa, wredna baba. Obśglizła lizuska. Za kilka dni znowu będzie taka jak dawniej."
- Cześć- zobaczyła cień i stwierdziła, że to Gośka.
- Czego chcesz?! Jak widzisz nie ma tu ze mną Oliwiera, więc się odczep.- powiedziała chłodno Alex.
- Wiem, że go tu nie ma. Nie jestem ślepa.
- To co chcesz?
- Żebyście się pogodzili.
- Że co?!
- To co usłyszałaś. Oliwier chodzi smutny a jak on to i mój Kubuś- powiedziała
- Twój Kubuś?!- myślała, że już dzisiaj już nic więcej jej nie zaskoczy.
- Radzę wam, pogadajcie ze sobą.
- Przepraszam, ale muszę już iść.

                                                                              * * *

 Po lekcjach poszła do domu. Ucieszyła się, że był tata. Musiała komuś wszystko opowiedzieć.
- Tato, mogę ci coś opowiedzieć?
- Proszę- powiedział i zaprosił ruchem ręki
- Była sobie pewna dziewczyna, która uwielbiała grać w piłkę nożną. W jej szkole nikt nie wiedział o tej pasji. No i nie miała żadnych przyjaciół. I pewnego dnia spotkała chłopaka.... Jeny, opowiadam jakby to była jakaś komedia romantyczna... Okazało się, że musi udzielać mu korków z matmy i bioli. No i przychodził do jej domu. I gdy wszedł do jej pokoju zobaczył półkę pełną pucharów i dyplomów. I tak mijały kolejne dni. Wszystkie pod pretekstem dodatkowych lekcji. Wszystko było w miarę okej, dopóki nie przyprowadził swoich kolegów. Zamiast nauką zajmowali się rozmowami na wiadomo jaki temat. Wiesz, najdziwniejsze jest to, że on ją kilka razy mijał w klubie, ale nie poznał. Byli paczką w kinie, razem w parku. Wszystko było mawet dobrze dopóki nie nadszedł dzień zawodów. Gdy podczas rozdawania dyplomów zostało wyczytane jej nazwisko. Bardzo zdziwił go ten fakt i o to się pożarli. Twierdził, że ona go okłamała. Po czyjej stronie leży wina?- zapytała nagle
- Myślę, że leży po obu stronach. Skąd wytrzasnęłaś taką historię? Jakiś serial oglądałaś?
- No ciś ty, tato! Ale nie to ważne skąd ona, tylko co teraz powinni zrobić?
- Słońce, sama dobrze wiesz...- wziął do rąk poranną gazetę.
Alex obróciła w dłoniach zimny już kubek z herbatą.
- A ty wiesz, że mama przyjeżdża w piątek?
" Znowu?! Co ona sobie myśli, że po pół roku niezainteresowania Alex przyjmie ją z otwartymi ramionami?! Nie ma co robić w tych swoich Stanach? Co ona sobie myśli?!"

                                                                           * * *
 Następnego dnia obudziła się dość późno i musiała szybko zbierać się do szkoły. Po pierwszej lekcji siedziała spokojnie na korytarzu i czytała książkę. Niestety ta sielanka musiała się kiedyś skończyć. Podeszły do niej Klony. Tak właśnie nazywały się przyjaciółki Gośki. A dlatego tak, ponieważ wszystkie wzorują się na swoim guru. Nie tylko wyglądem, ale i też charakterem. Do tego były głupie i obsesyjne.
- Niby taka cicha woda. Siedzi sama, czyta książkę- powiedziała jedna.
- Czego chcecie?
- Gośka to nasza przyjaciółka!
- Co mnie to obchodzi?- prychnęła Alex
- Nie zaczepiaj jej. Należysz do pospólstwa i masz z daleka trzymać się od nas.
 Chyba niektórym w jej liceum zdawało się, że społeczeństwo w szkole jest podzielone na kasty. Nie obchodziło ją do jakiej warstwy należy w przeciwieństwie do niektórych. To było żałosne.
- Nawet nigdy nie zamierzałam się z wami przyjaźnić- odpowiedziała - I do niczego mnie nie zmusicie.
- Właśnie, że tak Malutka!
- Nie mów do mnue Malutka!- krzyknęła
Wtedy z pokoju wyszedł wuefista. Trzeba wspomnieć, że w oczach prawie wszystkich dziewczyn jest przystojny. Klony jakby całkowicie zapomniały o Alex i pobiegły za profesorem.
 Nie obchodziły ją dziewczyny, Gośka, Oliwier i jego koledzy, bo już od dawna dla niej nie istnieli. Przez te wszystkie problemy popadła by pewnie w depresję, gdyby nie treningi. Miała czym zająć swoje myśli. Niestety trwał tylko godzinę, ale dla Alex nie ważne ile, ważne, że jest. Czuła się tak jak na początku roku szkolnego. Zero przyjaciół, samotne przerwy, ukochane treningi, czytanie książek.

                                                                      * * *
 Był piątek. Od dnia, kiedy dowiedziała się, że matka przyjedzie Alex była zła. Musiało stać się coś złego albo odezwał się w niej instynkt macierzyński, bo w innych przypadkach nie przyjeżdżała. Ale do jej odwiedzin zostł jeszcze cały dzień, choć może tylko dzień? Alex musiała wstać o szóstej, żeby wyrobić się ze wszystkim. Miała na dzisiaj wręcz doskonały plan udobruchania matki aby już tak często nie przyjeżdżała. Cały plan zaczynał się od pochowania wszystkich plakatów piłkarzy, a było tego sporo. Pokój wyglądał inaczej, ale to tylko na trzy dni. Następnie wyjęła z szafy mocno wygniecioną sukienkę od matki. Musiała sięgnąć po żelazko i porządnie ją wyprasować. Zahęło jej to ponad godzinę czasu. Po siódmej wzięła się za przygotowanie do wyjścia.
 Już na pierwszej przerwie dorwała ją Gośka.
- Alex! Zaczekaj!- krzyknęła za nią.
- Co chcesz?
- Proszę cię, pogódź się...
- Dlaczego mieszasz się w nie swoje sprawy?!- przerwała jej
- Uważaj, jak mówiisz do starszych. Piza tym to też są moje sprawy, bo Kuba jest mega nieszczęśliwy.
- A co mnie obchodzi jedo mastrój?
- Ale z ciebie egoistka.
- Sory, poniosło mnie.
- Nieważne, ale powtarzam ci to już chyba trzeci raz, żebyś pogodziła się z Oliwierem, bo cała nasza czwórka na tym cierpi.
- Przyznam ci rację, ale nie zamierzam rozmawiać z tym idiotą- powiedziała i poszła pod salę.
 Polonistka dzisiaj ubrana w skórzane, obsiłe legginsy, weszła do sali. Całości jej stroju dopełniał również obcisły top. Jedynym kolorowym elementem jej stroju był fuksjowy żakiet. Alex nigdy nie wiedziała co tak wkurzało ją w tej kobiecie. Może te ciuchy? Ale profesorka jakby nigdy nic zaczęła prowadzić lekcję tym swoim nudnym, bezbarwnym głosem. Od razu się wyłączyła.
 Po lekcjach ruszyła prosto do domu. Miała jeszcze do dokończenia swój plan. Weszła do pokoju i wszystkie sportowe gazety zakryła kocem. Na wierzchu położyła lekturę i jakieś stare książki, które znalazła w piwnicy. Wzięła się za przyrządzenie jakiejś przekąski.. Zrobiła sałatkę i uznała, że tyle wystarczy. Matka i tak była na wiecznej diecie. Założyła na siebie dość ładną koronkową sukienkę. Mimo to poczuła się w niej sztucznie. Pięć minut później otworzyły się drzwi przes które weszli rodzice. Doznała szoku, gdy zobaczyła jak Alex jest ubrana.
- Dziecko, ty się dobrze czujesz?
- Tak, mamusiu. Proszę usiądź- powiedziała grzecznie.
Usiedli i zabrali się za jedzenie sałatki. Zauważyła, że tata przyniósł chińszczyznę. Nie wiadomo czemu trzy pudełka. Przecież matka i tak nie będzie jeść.
Matka ruszyła się jeszcze do pokoju Alex i rozejrzała się.
- Jestem z ciebie dumna, córeczko- powiedziała a Alex myślała, że zwymiotuje od tej słodyczy.
     
                                                                        * * *

 W sobotę plan przebiegł doskonale. Matka chyba na serio uwierzyła, w tę cudowną "przemianę" Alex. Aby to uczcić poszły na shoping. Alex nie dawała po sobie nic poznać. Była twarda. Wiedziała, że wszystko przetrzyma, aby mieć kilka miesięcy spokoju.
 Ten dzień mijał dla Alex bardzo wolno, ale w niedzielę po sobocie została tylko sukienka i kilka innych szmat kupionych przez matkę. Właśnie jedli razem obiad. Alex specjalnie założyła nowe ciuchy. Sukienka była morskiego koloru z dłuższym tyłem. Nie nadawała się na zimę, ale nie mogła jej tego powiedzieć. Chyba w ramach jeszcze jednego prezentu przyrządziła obiad, co zdarzało się bardzo rzadko.
 Siedzieli sobie i dyskutowali, kiedy matka oglosiła "super" newsa.
- Za pół rokh wracam na stałe do Polski.- Alex uśmiechnęła się sztucznie a w myślach wymyślała wszystkie złe słowa na tę sytuację. Na szczęście wybawił ją dzwonek do drzwi. Podeszła do nich a w progu ujrzała nie kogo innego jak Oliwiera. Momentalnie je zamknęła i wróciła do stołu. Dzwonek do drzwi zadzwonił jeszcze sześć razy.
- Kto to?- spytała matka
- Garnki chcą nam sprzedać.
Gdg już zjadła swojego sojowego kolteta poszła do pokoju. Gdy spojrzała przez okno zobaczyła Oliwiera. Wrzasnęła.
- Co jest?- krzyknął tata z kuchni.
- Zobaczyłam tylko pająka- odkrzyknęła.
Oliwier zastukał w szybę, aby otworzyła mu drzwi od balkonu. Zrobiła to, o co prosił.
- Co chcesz?- spytała chłodno
- Ty w sukience?! Przepięknie wyglądasz.- wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Łapy precz!- powiedziała i uderzyła go w rękę.
- Chciałem cię przeprosić.
- A co sumuenie cię gryzie Oliwierku?- dodała kpiąco.
- Nie powinienem był na ciebie krzyczeć, a ty kłamać.
- Fakt.- potwierdziła.
- To co wybaczysz mi?
- Nie wiem. Może... kiedyś... tak.- odpowiedziała.
Z radości przytulił ją i podniósł.
- Puść mnie- syknęła.- Co cię tak tknęło?
- Kuba z Gośką mnie męczyli.
- Widziałam- odpowiedziała Alex.- Musisz już iść.
- Nie muszę.
- Musisz.
- Tak.
- Nie.
Sprzeczali by się tak chyba jeszcze kilka minut gdyby nie matka Alex.
- Czy ktiś u ciebie jest?- Alex kazała schować się Oliwierowi do szafy.
Weszła do pokoju.
- Rozmawiałam przez telefon.
- Aha- odpowiedziała i odeszła.
Chłopak wyszedł z szafy, uścisnął jeszcze raz Alex i wyszedł przez okno.
- Czemu otwierasz okno?- usłyszała głos z salonu.
- Jakoś tak gorąco mi się zrobiło.
 
                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz